Ndb2010's Blog

"Kiedy wyeliminuje się niemożliwe wówczas to, co zostanie, bez względu na to, jak byłoby nieprawdopodobne, musi być prawdą." Arthur Conan Doyle

Pamięci Tym, którzy zginęli w Smoleńsku.

        Postanowiłem dodać tą podstronę by mieć cały czas wgląd dlaczego i dla kogo to robimy. Od samego początku główną silą motywującą mnie do działania jest pamięć o ofiarach katastrofy z 10.04.2010. Nie byłem zwolennikiem PiS ani zmarłego prezydenta, lecz ogrom i sposób tragedii spowodował, że zmieniłem sposób patrzenia na wiele spraw.

Gdy myślę o członkach załogi: stewardesach, pilotach oraz o pozostałych osobach, które zginęły w katastrofie to odczuwam smutek i ból, który mógłbyć ich udziałem. Mam świadomość, że 10.04.2010 marzenia wielu osób zostały przerwane w sposób nagły. Uważam, że w naszym życiu marzenia są najważniejsze, sam kieruję się drogą realizacji marzeń dlatego poprzez e-śledztwo chciałbym oddać hołd ich marzeniom.

                                                   Człowiek żyje tak długo, jak długo trwa pamięć o nim.

*******************************************************************************************************

Gruzińska pieśń ludowa dedykowana pamięci Lecha Kaczyńskiego i jego żony Marii.

Prezydent Micheil Saakaszwili polecił nadać pośmiertnie Lechowi Kaczyńskiemu tytuł i order Narodowego Bohatera Gruzji. „Kaczyński był wielkim i wiernym przyjacielem Gruzji. Gruzja nigdy nie zapomni jego poświęcenia i heroizmu”

Gruzini tworzą i dedykują specjalne piosenki dla wojowników, którzy nie mogą wrócić do domu z pola bitwy.

********************************************************************************************************

 Film poświęcony pamięci załogi samolotu Tu – 154.

Oni nie byli elitą polskiej polityki. Oni byli kimś więcej! Najlepszymi z najlepszych! Pamiętajmy o Nich!
                                                             

 Niech zawsze zostaną w naszych sercach!

 ********************************************************************************************************

Cz.1. Hołd pamięci ofiar katastrofy polskiego samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem.

********************************************************************************************************

Cz.2. Hołd pamięci ofiar katastrofy polskiego samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem.

********************************************************************************************************

Moja znajoma powiedziała, że wyglądał jak przedwojenny ułan. Wykształcony, zawsze dobrze przygotowany do lotu. Pamięci tego, który jest najbardziej atakowany.

Komentarzy 49 to “Pamięci Tym, którzy zginęli w Smoleńsku.”

  1. Znakomity blog. Serdeczne podziękowanie za Twoją postawę i pracę którą wykonujesz. Gdyby wszyscy tak podchodzili do problemów w życiu świat był by o wiele piękniejszy.

  2. bajka107 said

    Wiem, że wyjaśnisz kulisy i sprawców zamachu. Życzę powodzenia 🙂

    • ndb2010 said

      Wierzę bardzo, że zrobię wszystko by odkryć prawde, bo tylko żywi mogą ją odkryc i przekazać dalej. Wydaje mi się, że w życiu są ważne dwie rzeczy:
      – żyć i umrzeć za marzenia.
      – żyć i umrzeć za prawdę.
      Dlatego staram się tym dwóm wartością służyć.

  3. Tadeusz said

    Od ndb2010
    Tadeusz z uwagi na szczególny charakter tej podstrony pozwoliłem sobie przenieśc twój wpis do komentarzy pod najnowszym tematem. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Chciałbym by ta podstrona nie zawierała żadnych negatywnych emocji nawet jeśli mogą byc uzasadnione. Tym co zginęli należy się spokój i prawda.

    Pozostawiam końcówkę Twego wpisu:

    Wyrazy głębokiego żalu i współczucia dla rodzin Pilotów.
    Tadeusz.

  4. Agata said

    Mam takie same wartości jak Ty! PRAWDA i MARZENIA są najważniejsze!! Życzę Ci wytrwałości w dochodzeniu do Prawdy i jeżeli mogłabym się jakoś przysłużyć pomocą jestem chętna :)Mam nadzieję,że prędzej czy później to całe kłamstwo,które serwują nam media i rząd polski rozsypie się w drobny mak i PRAWDA wyjdzie na jaw! Wierzę w to! Pozdrawiam serdecznie 🙂

    —————————————————————————————————
    Od Ndb
    Przepraszam zredagowałem jedno słowo. Jestem czuły w tym miejscu na takie słowa.
    Największa pomoc to troska o to by pamięc o nich oraz o tym co się stało zachowac w sercu. Co do reszty to tak jak potrafisz, tak jak czujesz.

  5. wanda said

    Sledze wszystkie wiadomosci zwiazane z katastrofa i nie przestane dopoki sie nie dowiem jaka jest prawda.Ani przez chwile nie wierze w wine pilotow i nikogo z pasazerow.Od pierwszej chwili wiem,ze jestesmy karmieni klamstwem.

    PANIE PROTASIUK I ZALOGA !!! – NIE WIERZYMY W WASZA WINE !!!!!!!!!
    BYLISCIE NAJLEPSI !!!!!
    WYRAZY SZACUNKU !!!!!!!

  6. TYNA said

    …Daj nam wiarę że to ma sens,że nie trzeba żałowac przyjaciół.Ze gdziekolwiek są dobrze im jest, bo są z nami choc w innej postaci.I przekonaj że tak ma byc, że po głosach tych ,wciąż drży powietrze.Ze odeszli po to by życ i tym razem będą życ WIECZNIE! To dzis moja modlitwa. Od początku nie wierzyłam w winę załogi moje obawy potwierdziły podjęte przez rząd działania, kolejne kłamstwa i manipulacje.Jetem z wami sercem. Ja i cała moja rodzina.

  7. Magda said

    http://3.jaroslawkaczynski.info/polska/Oswiadczenie_JAROSLAWA_KACZYNSKIEGO

  8. Krystyna said

    Wyrazy głębokiego żalu i współczucia dla Rodzin Ofiar poległych w Smoleńsku.
    CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!!!
    Wyrazy szacunku i podziękowania dla Twórcy Bloga.
    NIECH ŻYJE PRAWDA I SPEŁNIAJĄ SIĘ WSZYSTKIE MARZENIA!!!
    Pozdrowienia dla Rodaków, których dewizą jest
    BÓG – HONOR – OJCZYZNA

  9. Marek said

    Po nitce do kłębka. Miarowo i analitycznie. Z otwartym umysłem i sercem.

    Niespodziewana prawda jest lepsza niż jej ukrycie i manipulacja faktami i dezinformacja. Chciałbym abyśmy odsłonili prawdziwe motywy eliminacji polskich elit i doszli do tego kto za tym stoi.

    Dla nas, dla Polski, i w hołdzie Tym, którzy zginęli.

  10. d. said

    bardzo interesujący blog. oby takich było jak najwięcej. dziwimy się oglądając filmy z czasów stalinowskich: skąd brali się ludzie którzy produkowali kłamstwo katyńskie? skąd rekrutowali się późniejsi sbcy? dlaczego musiał zginąć ks.Jerzy? a odpowiedź dla nas jest tu właśnie,w stosunku do tego co wydarzyło się 10.IV.2010.

    Od Ndb
    staram sié unikac zbyt silnych emocji tutaj.

  11. marie2010 said

    Piekne, wzruszajace.
    Dzieki za Twoja prace i miejsce gdzie i ja moge sie poklonic Zabitym, a szczegolnie temu Najbardziej Atakowanemu.

  12. Magda said

  13. Eugeniusz said

    Lech Kaczyński,mądry polityk,przyczynil się do uratowania Gruzji.
    Zmobilizowal innych przywódców.Cześć Jego pamięci!

  14. woockie said

    Za marzenia,odwage,honor.Od pierwszej chwili z Wami.Do ostatniego slowa zapisanego na tym blogu, wyjasnieniu ostatniego klamstwa.W sercu na zawsze.
    Dziekuje Wam.

  15. weronika said

    Dzięki tej stronie, w chwilach zwątpienia, beznadziei – dostaję zastrzyk energii, aby nadal walczyć o prawdę. Dziękuję Wam, cześć Waszej pamięci!!!

  16. […] Pamięci Tym, którzy zginęli w Smoleńsku. […]

  17. weronika said

    Ku pamięci – Warto Rozmawiać 01.07.2010
    http://www.tvp.pl/publicystyka/tematyka-spoleczna/warto-rozmawiac/wideo/01072010/1963268

  18. […]  https://ndb2010.wordpress.com/pamieci-tym-ktorzy-zgineli-w-smolensku/ […]

  19. Magda said

  20. zdzisie said

    Nie zapomnimy tych co zginęli . Na pohybel zdrajcom.

  21. Selka said

    Niech NIKT nie liczy na naszą niepamięć!
    Dzieki za tę stronę i pracę!

  22. rabarbarek said

    Zginal Prezydet kraju nalezacego do UE,zgineli dowodcy wojskowi kraju nalezacego do NATO , zgineli politycy majacy wplyw na bieg wydarzen wPolsce i na swiecie i nikt nie zajaknal sie nawet na temat mozliwosci zamachu. A przeciez sa ludzie ktorzy znaja prawde , moze kiedys wyjda z ukrycia a poki co strona nbd2010 potrzebna jest jak powietrze aby nie zapomniec tych ktorzy zgineli nagla i niespodziewana smiercia. Jesli Was zapomnimy nie nazywajmy siebie Polakami.

    A to obraz ktory namalowal wkrotce po katastrofie holenderski artysta

  23. weronika said

    http://podziemiezbrojne.blox.pl/2010/04/List-do-mojego-Prezydenta.html

    • weronika said

      Najdroższy Panie Prezydencie !

      Usłyszałem wczoraj w radiu księdza… opowiadał, jak pod Twoim domem zauważył kłującą w oczy, niepozwalającą oderwać od siebie wzroku kartkę, zostawioną przez jakiegoś człowieka, na której napisał on: „Polecieliście oddać hołd ofiarom, a złożyliście ofiarę w hołdzie”. Ileż tragicznej prawdy zawarł ten nieznajomy w tym krótkim zdaniu… właśnie… PRAWDY. Słowa, którego znaczenie w Polsce ostatnich dwudziestu lat uległo potwornemu skundleniu, a które dla Ciebie, mój Prezydencie, stanowiło aksjomat i fundament całego życia.

      Wiedziałem o tym już wtedy gdy szedłem oddać Tobie swój głos, wiedziałem już o tym wcześniej. Twoja postawa i działanie były emanacją moich pragnień i marzeń o tym, jakim mój kraj powinien być. Oczami wyobraźni widziałem uśmiech spod wąsa marszałka Piłsudskiego, który onegdaj nakazał wojskowym oddawać honory Powstańcom Styczniowym, gdy dzięki Twej determinacji i wbrew plwocinom „wyborców przyszłości”, Polacy tłumnie zaczęli honory te oddawać Powstańcom Warszawy. Marszałek będzie szczęśliwy mając Cię u swego boku… i duchem, i ciałem… na Wawelu.

      Miałem łzy w oczach i serce pełne dumy gdym ujrzał, o czym marzyć nie śmiałem… w 2007 r. major „Zapora” wrócił z niebytu, i to z Orderem Odrodzenia Polski od Ciebie. Potem już za każdym razem wzruszony płakałem, gdy przez lata, jeden za drugim, z lśniącym Polonia Restituta, dumni z mgły wychodzili: kpt. „Huzar”, kpt. „Młot”, mjr „Łupaszka”, mjr „Orlik”, kpt. „Warszyc”, mjr „Bruzda”, kpt. „Ryba”, por. „Jastrząb” i por. „Żelazny”… Trudno wymienić Ich wszystkich… teraz podziękują Ci osobiście…

      Jakże dumny byłem będąc Polakiem, gdy widziałem jak reprezentujesz moją Ojczyznę. Jak w końcu „brzydka panna” pięknieje i podnosi dumnie głowę, pomna swej wielkiej przeszłości, tradycji, kultury i waleczności. Jakże bolał mnie fałsz tych wszystkich miałkich i małych ludzi, którzy w imię swoich malutkich, koniunkturalnych interesów z kłamstwa zrobili potworny oręż, by Cię zhańbić, splugawić, ośmieszyć. Skundleni mali ludzie… o jakże wielki się dziś obok nich wydajesz… chcieli upodlić, wyśmiać Twoje i milinów Polaków wartości, Twą religijność, patriotyzm, szacunek do etosu II Rzeczypospolitej i najpiękniejszej historii tej Pierwszej. Twą i Marii miłość, na którą gdy patrzyłem, ściskałem żonę mocniej za rękę. Ale ja to wiedziałem zawsze, choć trudno to było ujrzeć w „polskojęzycznych mediach”. Dziś widać… Oni to też zawsze wiedzieli, widzieli… „Cóż dobrego Im uczyniliście, że Was tak znienawidzili?”… to stare przysłowie ciągle snuje mi się po głowie, gdy myślę o kundliźmie wielu ludzi wczoraj i ich faryzejskich łzach dzisiaj. A może stał się cud i naprawdę żałują. Być może… Boże… jakże, przy całej powadze majestatu, pięknymi, dobrymi i zwykłymi ludźmi byliście… jesteście… zostaniecie takimi na zawsze w mej pamięci…

      Wiesz, mój Prezydencie, jestem zdruzgotany, od soboty nie mogę się pozbierać, co chwila ocieram łzy. Ale też, paradoksalnie, czerpię siłę z Twojej, Waszej ofiary. Wcześniej często byłem zmęczony, nie miałem sił do dalszego działania, obojętniałem przez innych obojętność. Już jest dobrze… Siły wróciły… teraz moje pisanie, na tej mojej małej stronce, nabiera innego wymiaru. Będę je teraz w głębi serca traktował jako część Twojej misji, kontynuację Twego dzieła przywracania pamięci, będę robił to teraz również w hołdzie dla wielu z Tych, którzy w sobotę odeszli wraz z Tobą, Panie Prezydencie. Myślę, że ta śmierć wyda w efekcie piękne owoce… wierzę w to głęboko i to mnie jakoś trzyma.

      Ciągle myślę jak potworny cios spotkał tych wszystkich, którym na sercu leżała pamięć i tożsamość narodowa, tradycja, historia, honor, patriotyzm. Którzy krzyczeli o prawdę, o sprawiedliwość, o wierność przysiędze i „przegranej sprawie”. Boli mnie to tym bardziej i wzbudza strach, gdy obserwuję potworny ocean obłudy i hipokryzji wylewający się z tych wszystkich mediów, ust i twarzy, które przez lata pluły na to wszystko w co głęboko wierzyli i starali się ze wszystkich sił ratować Ci dziś już Nieobecni, wielu z Was. Ciężko mi żyć w takim świecie, chciałbym by chociaż zamilkli i nie kalali swoim obłudnym sykiem Waszej Pamięci. Ale cóż mogę zrobić… modlę się… Ale mogę też odprowadzić Cię Panie Prezydencie z Twą ukochaną małżonką w Waszą ostatnią drogę. Pojadę więc do Krakowa to właśnie zrobić. Stanę u stóp siedziby polskich królów, na Wawelu, i ze łzami w oczach odprowadzę Cię w to najgodniejsze Ciebie miejsce. To dzięki wielu tam pochowanym ludziom dumny jestem z Polski, jestem dumnym Polakiem. To dzięki Tobie, mój Prezydencie, od kilku lat duma ta rosła i potężniała. Być może właśnie tej tragedii trzeba było, by ludzie się obudzili. Chcę w to wierzyć. Wierzę ! Chcieli Cię zniszczyć za życia, a Ty przez okoliczności swej śmierci i nią samą stałeś się NIEŚMIERTELNY.

      Jakże porażająco symboliczny jawi się dzisiaj fakt, że jeden Prezydent mojego kraju oddał życie za ratowanie pamięci o naszych pomordowanych Bohaterach, a inny – i to ten, którego stawiano za wzór Europejczyka, Polaka i najgodniejszego reprezentanta Narodu, z którego mieliśmy być dumni i brać przykład – pijany deptał Ich groby. Jeśli dzisiaj, jutro, w niedalekiej przyszłości Ten Naród się nie ocknie i nie zrozumie tego, czego już nam Pan Bóg chyba wyraźniej nie mógł oznajmić, to zginiemy. Odejdziemy w nicość, w mgłę… tę smoleńską, katyńską… I nic już nas nie uratuje.

      Dzisiaj w radiu jakaś kobieta powiedziała, że całe Twoje życie, Panie Prezydencie, było drogą do Katynia. Tak, przez lata walczyłeś o Nich i dla nich zginąłeś. Ale to nie pójdzie na marne… od soboty 10 kwietnia 2010 roku nikt już nigdy o Nich nie zapomni. I o Was też. Jak powiedział Jezus: „Wszystko co jest ukryte, musi zostać ujawnione”. I tak się dzieje… dzieje się to teraz, na naszych oczach. Katyń 1940 za sprawą tego z 2010 jest na oczach całego świata. Piękna, wspaniała Polska, moja Ojczyzna, Majestat Rzeczypospolitej w końcu jest na ustach całego świata !

      Gdziekolwiek jesteś Panie Prezydencie – WYGRAŁEŚ ! I wierzę głęboko, że patrzysz teraz na nas z góry, w otoczeniu tych wszystkich, o których walczyłeś i za których ofiarę ze swego życia złożyłeś. Że „płaszczem Jego chwały, blaskiem okryci, są tam – z Tobą Panie Prezydencie – wszyscy „polscy bandyci”. Że szczęśliwi, spokojni, dumni… szepczecie ze łzami w oczach: POLONIA RESTITUTA.

      Dziękuję Ci mój Prezydencie ! Po stokroć Ci dziękuję !
      Cześć Twej Pamięci !

      Z głębokim żalem:
      Grzegorz Makus
      z małej, nadbużańskiej Włodawy,
      z tej, jak Ty wyszydzonej, „Polski B”.
      Z Kresów… Dumnej Rzeczypospolitej.

  24. weronika said

    http://www.bibula.com/?p=20615

    Poniżej zawarłem kilka osobistych, wyrywkowych i niereprezentatywnych opowieści o różnych osobach. Starałem się pisać bez upiększeń (co ludzie mają w zwyczaju w przypadku zmarłych), gdyż tylko wtedy pozostaną one w naszych umysłach żywe. Uważam, że żadne z krytycznych wspomnień nie uwłacza ich pamięci i ufam, że nikt, kto będzie je czytał nie nasyci swojego pragnienia utwierdzenia się w swoich złych myślach o drugim człowieku. Są też sprawy, które przemilczałem. Nie piszę też o zasługach lub porażkach publicznie znanych, bowiem nie taki jest cel tych wspomnień. Moja żona wyraziła pewność, że w tych ostatnich kilkunastu sekundach lotu, kiedy już samolot kosił drzewa i wiedzieli, że będzie źle, mieli możliwość oczyszczenia się, spojrzenia na swoje życie w Prawdzie. I że gdy umierali, byli już innymi ludźmi niż ci z wadami, o których Wam piszę. Od tamtej pory nie są niedoskonali, są dobrzy.

    * * *

    Z Lechem Kaczyńskim zetknąłem się pierwszy raz w 1988 r. w Gdańsku, w gronie kilkunastu osób, w czasie zjazdu Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Myślę jednak, że wówczas mnie nie zapamiętał, tak samo jak z dwóch chyba powierzchownych kontaktów w trakcie obrad Okrągłego Stołu, gdzie przy podstoliku edukacji narodowej reprezentowałem antykomunistycznych studentów. Bliższy, ale nie bliski kontakt mieliśmy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy Prezydencie RP, którego Lech Kaczyński był szefem, a dla mnie była to pierwsza praca, w Departamencie Zagrożeń Cywilnych, obsadzonym głównie przez b. działaczy NZS, jak Mariusz Kamiński, b. szef CBA, czy śp. prezes NBP Sławomir Skrzypek (o którym później). Niestety, sukcesów ten zespół pod kierownictwem Lecha Kaczyńskiego nie odniósł, ale wtedy wszyscy politycy dopiero uczyli się Państwa, tak więc jego niepowodzenia należy sprawiedliwie przemilczeć. Zresztą po usunięciu przez Lecha Wałęsę Kaczyńskich ze swego otoczenia, pod rządami ich następców dopiero zrobiło się „śmiesznie”.

    Najbardziej intensywny kontakt miałem z Lechem Kaczyńskim w okresie jego prezydentury warszawskiej, gdyż jako radny wybrany z listy PiS (którego członkiem formalnie nie byłem) zostałem wskazany przez Prezydenta na przewodniczącego komisji rewizyjnej Rady Warszawy, gdy jego partia kompletowała tam swoją ekipę do późniejszego rządzenia Państwem. Niestety, bardzo szybko popadłem z Prezydentem w konflikty. Trudno mi było przejść do porządku dziennego nad takimi sprawami, jak krytyka Aleksandra Kwaśniewskiego za odmowę stawienia się przed sejmową komisją ds. Rywina, którego to obowiązku przepisy nie regulowały, przy jednoczesnej własnej odmowie stawienia się przed komisją rewizyjną, której kontroli prezydent miasta podlegał na mocy ustawy. Mój udział w tej niedobrej praktyce jako przewodniczącego, którego obowiązkiem była dbałość o standardy demokratyczne, rodził we mnie poważny dyskomfort, aż pewnego razu w jednoznacznej sprawie (bynajmniej nie aferalnej), w której wstyd byłoby głosować inaczej, komisja jednym głosem przewagi (moim) wezwała wiceprezydenta Skrzypka do złożenia wyjaśnień – bo wiceprezydenci też ją bojkotowali. To był kamień obrazy. Krótko potem w obecności ok. 30 radnych PiS i urzędników ratusza doszło do gwałtownej, na koniec czysto niemerytorycznej kłótni między mną a Prezydentem, która ucięła naszą ok. 2-letnią współpracę, zakończoną ostatecznie moim odejściem z polityki. Ciekawe, że mój przypadek nie potwierdza medialnej oceny PiS jako środowiska tłumiącego wewnętrzną niezależność. Jako radny mówiłem publicznie, z trybuny, co myślałem, krytykując te działania Prezydenta, które uważałem za błędne, a mimo to nie było wokół mnie żadnych intryg, podjazdów, klimatu zemsty czy prób izolacji, a co najwyżej utrudniano mi dostęp do niektórych dokumentów, wszystko jednak w ramach procedury.

    Wiem, że jeszcze trzy lata później Prezydent krytycznie mnie wspominał w rozmowie z jednym z ministrów rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Dwa tygodnie przed śmiercią na spotkaniu dawnych działaczy NZS uczynił wobec mnie gest pojednania, co przy przewrażliwieniu Prezydenta na punkcie swojej osoby (a któż będąc tak wysoko oprze się przekonaniu o swojej wyjątkowości?) oznaczało przełamanie siebie samego, o co przecież tak trudno każdemu człowiekowi, mnie nie wyłączając. Przez pryzmat tego zdarzenia patrzę dziś na Lecha Kaczyńskiego i wiem, że sam chciałbym jak najczęściej odnosić nad sobą takie zwycięstwa w relacjach z innymi ludźmi. Moja żona po katastrofie powiedziała, że przynajmniej jednej, drobnej sprawy Prezydent nie pozostawił niezałatwionej.

    W obejściu był bardzo uprzejmy, bardzo przeczulony na brak szacunku wobec kobiet, co czasem utrudniało przeprowadzenie krytyki niekompetentnej urzędniczki. W oparciu o prawdziwe przekonanie, że kobiety są w naszym społeczeństwie dyskryminowane i jest im trudniej zafunkcjonować w przestrzeni władzy, Prezydent przyznawał im prawo do znacznie większej liczby błędów, a że zdominowały jego najbliższe otoczenie – jakość niektórych decyzji, zwłaszcza tych forsowanych przez jego współpracownice, niekiedy na tym cierpiała. Najbardziej pamiętam spotkania w cztery oczy podczas mojego przewodzenia komisji rewizyjnej. Prezydent dawał się ponosić swoim rozważaniom, czynił dygresję do dygresji, zrywał się z fotela i chodził od ściany do ściany perorując – zresztą zawsze bardzo ciekawie i wnikliwie, ale nie na temat, który przychodziłem załatwiać. Bo trzeba wiedzieć, że Prezydenta chyba nudziły prozaiczne sprawy związane z zarządzaniem miastem, koncentrował się z reguły na tych kwestiach, które miały aspekt polityczny. Potem czas się kończył, bo przychodził kolejny gość, a ja musiałem sam, intuicyjnie zrozumieć intencje Prezydenta w sprawach, które miałem prowadzić. Mówi się, że Lech Kaczyński był wrażliwy społecznie. Potwierdzam taką opinię, ale prawda wymaga przyznania, iż czasem nie rozumiał społecznych konsekwencji niektórych decyzji lepiej, niż politycy wprowadzający plan Balcerowicza. Na przykład, mimo szczerego sceptycyzmu wobec liberalnych koncepcji, kontynuował w Warszawie odziedziczone po koalicji SLD/PO przesuwanie finansowania zadań publicznych z budżetu miasta do komunalnych spółek prawa handlowego. Na krótką metę było to dla budżetu miasta korzystne, ale z powodu odmiennego sposobu rozliczania VAT oraz amortyzacji te same usługi komunalne świadczone przez spółki są dla ludności droższe – chyba że prowadzi się w imię wrażliwości społecznej politykę „zero podwyżek”, jak to robił Lech Kaczyński. Długoterminowo wpędzało to te przedsiębiorstwa w straty, przygotowując w ten sposób grunt pod prywatyzację za bezcen „nieefektywnych spółek komunalnych”, w celu ratowania ich przed upadłością. Lech Kaczyński zbyt krótko był prezydentem Warszawy, by zebrać owoce takiej polityki.

    Pani Marii Kaczyńskiej nie poznałem osobiście, miałem jednak do czynienia z jej niefortunną interwencją w obsady personalne w ratuszu. Ważnym urzędnikiem średniego szczebla została jej bliska przyjaciółka, która tak bardzo siebie i Prezydenta kompromitowała na posiedzeniach komisji, że nie było jak jej bronić przed pośmiewiskiem i szyderstwami opozycji. Niestety, wszyscy się krępowali powiedzieć o tym Prezydentowi, lub by być bardziej szczerym, bali się narazić Pani Marii. Nie wiem, czy byłby z jej strony jakiś odwet, o czymś podobnym nigdy nie słyszałem, ale klimat nieszczerości był niestety obecny. Nie wiem, jaką skalę miały ingerencje p. Marii w rządzenie miastem, w obszarze którym jako radny z konieczności się zajmowałem natknąłem się tylko na jedną taką nominację. Może więc był to tylko incydent?

    Wśród zaufanych osób Prezydenta było kilka bezwstydnie nadużywających swojej pozycji do prowadzenia personalnych intryg. Sam słyszałem, jak późniejszy poseł PiS przechwalał się, że o radnym, który z zawodu był weterynarzem opowiadał Prezydentowi, że usypia zastrzykami w serce koty, do których Lech Kaczyński miał słabość. Na ile skuteczne było takie oczernianie człowieka w oczach Prezydenta – nie wiem, raziło mnie jednak, że takie osoby były w jego otoczeniu tolerowane. Czy jednak w pozostałych partiach jest inaczej?

    Oceniając całościowo prezydenturę warszawską Lecha Kaczyńskiego należy patrzeć poprzez pomniki, które po sobie zostawił. Jeden znają wszyscy – to Muzeum Powstania Warszawskiego. Insynuacją jest przypisywanie tu Prezydentowi wyrachowania, wzbudzania emocji sprzyjających jego planom politycznym. Kłam temu zadaje drugi pomnik, który w Warszawie zostanie po Lechu Kaczyńskim, tj. Centrum Naukowe Kopernik, którego budowa kończy się na Powiślu nad brzegiem rzeki. Jest to placówka, której zadaniem będzie szerzenie racjonalnej wiedzy w zakresie fizyki, chemii oraz innych nauk, aż po możliwość samodzielnego przeprowadzania przez zwiedzających zaawansowanych eksperymentów. Brałem udział w pokazach próbnych i wyszedłem pod ogromnym wrażeniem. Wycieczki licealne będą przyjeżdżały z całej Polski do Warszawy na cały dzień tylko do tej placówki, zwiedzanie miasta załatwiając odrębną wizytą. Znamienne, że ten wielki projekt w ogóle nie budzi zainteresowania mediów i nigdy nie został Prezydentowi policzony „na plus” także przez tych, w których ideowym profilu niesienie kaganka wiedzy i oświaty powinno być naczelną misją. Czy te pomniki są wystarczające do pozytywnej oceny prezydentury Lecha Kaczyńskiego w Warszawie? Zauważmy, że obecna pani Prezydent, której administrowanie miastem na moje oko wychodzi lepiej, swojej kadencji nie zamyka podobnymi osiągnięciami, bo przystąpienie do budowy kolejnego mostu, popychanie do przodu drugiej linii metra itp. to wynik działań urzędników średniego szczebla, które wybrani w głosowaniu politycy zależnie od talentów mogą tylko przyspieszyć lub opóźnić, a którym autorstwo takich rutynowych przedsięwzięć trudno przypisać.

    Najbardziej osobiście dotknęła mnie śmierć szefa kancelarii Prezydenta, wcześniej ministra spraw wewnętrznych i wiceprezydenta Warszawy, Władka Stasiaka, bowiem kiedyś byliśmy serdecznymi przyjaciółmi. Niestety, polityka bardzo niszczy relacje między ludźmi. Ustały nasze kontakty po moim konflikcie z Prezydentem, a bezpośrednią przyczyną było kasyno. PiS w Warszawie prowadziło politykę „zero nowych licencji dla hazardu”, nawet jeżeli lobbyści – a jakże, również ci znani z niedawnej afery hazardowej – rozdzierali szaty, że zmniejsza to wpływy do budżetu. Prezydent postanowił zrobić jeden wyjątek i na wniosek… prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego udzielić przedłużenia licencji na kolejne 6 lat w nowej lokalizacji dla kasyna blokującego parcelę, na której miała powstać siedziba NSA, i którego licencja za 4 miesiące wygasała. Wniosek ten był kwintesencją III RP: sędzia, który ma być jak żona Cezara, poza jakimkolwiek podejrzeniem o stronniczość, prosi o przysługę prezydenta miasta, na którego decyzje rozpatruje skargi administracyjne składane przez opozycję, obywateli lub inne podmioty. Niestety, Warszawa nie była przyczółkiem IV RP tak, jak ja ją sobie idealizowałem. Z ramienia Prezydenta sprawą zajmował się Władek, kilka razy z nim rozmawiałem, walczyłem w kuluarach, żeby bezkompromisowo nie dawać krwiopijcom licencji na żerowanie na osobach uzależnionych i deprawowanie młodych. Niestety, sprawa wylała się do gazet, na łamach których ostro ze sobą polemizowaliśmy. I tak zamarła ta przyjaźń, aż do spotkania u Prezydenta dwa tygodnie przed ich śmiercią, kiedy wróciła między nami dawna serdeczność. Umówiliśmy się na dłuższe spotkanie po kilku latach, ale przyszło to nieszczęście.

    Władek Stasiak był człowiekiem prawym, wrażliwym, zupełnie nie zarażonym partyjną mentalnością, potrafił rozmawiać z PO i SLD bez uprzedzeń; prawdziwy państwowiec. Jak przeczytałem w ostatniej wypowiedzi prasowej ambasadora Polski w USA, to Władek zaproponował zaproszenie gen. Jaruzelskiego do samolotu prezydenckiego w delegacji na dzień zwycięstwa, co tak ostro wyrzucali Lechowi Kaczyńskiemu radykałowie, a co media zinterpretowały jako próbę pozyskania elektoratu postkomunistycznego przed zbliżającymi się wyborami. Głupi jesteśmy. Był to pomysł, który wcale nie prowadził do zacierania prawdy bardziej, niż niekwestionowany przez nikogo udział polskiej delegacji w obchodach w dniu 9 maja w Moskwie, a którego dalekim celem było właśnie Państwo. Pamiętam seminaria, które organizował w każdą sobotę rano w połowie lat 90.; mało kogo taka robota intelektualna obchodziła, bo nie przyspieszało to kariery. To jemu zawdzięczam część swojej wiedzy, to on mi uświadomił absurd amoku decentralizacyjnego, który niszczy Polskę. Jedne funkcje Państwa powinny być decentralizowane, inne centralizowane, zależnie od natury realizowanego celu; nie ma tu uniwersalnego klucza. My tymczasem w imię doktrynersko pojmowanej, szlachetnej skądinąd zasady subsydiarności, demontujemy Państwo.

    Śmierć Władka Stasiaka to wielka strata dla Polski, miał przed sobą ze trzydzieści lat aktywnego życia, już dziś zebrał ogromne doświadczenie i dojrzewał do bycia mężem stanu.

    Od 1987 r. znałem też dobrze, z NZS-u, prezesa Narodowego Banku Sławka Skrzypka i b. wicepremiera, a następnie posła Przemka Gosiewskiego (z Przemkiem rozmawiałem pierwszy raz od 1991 r. na wspomnianym spotkaniu w Pałacu, dwa tygodnie przed śmiercią), chociaż nie mogę powiedzieć, że były to znajomości serdeczne, raczej tylko poprawne. Ze Sławkiem pracowaliśmy razem w BBN, potem współpracowaliśmy w Warszawie, gdzie był wiceprezydentem. W wielu sprawach mieliśmy wspólne stanowisko, ale nie walczyliśmy o nie solidarnie jeden za drugiego. Gdy Prezydent, zbulwersowany „szorstkością” Sławka wobec kobiety (co ze względu na przeczulenie Prezydenta w tej materii wcale nie musiało oznaczać zachowań niekulturalnych w powszechnym odbiorze), stanął po stronie skarbniczki, z którą toczył się spór o to, czy pieniędzmi ma zarządzać główny księgowy czy też wiceprezydent odpowiedzialny za finanse, Sławek skapitulował w walce o rozwiązania, które uważał za dobre dla miasta, nie chcąc zaryzykować własnej pozycji. Pamiętam, jak na jakiejś naradzie jednomyślnie w pięć osób uznaliśmy, że rozwiązanie akceptowane przez Prezydenta w sprawie opłaty adjacenckiej, mające chronić niezamożnych emerytów mieszkających w swoich domkach – nie pomoże im skutecznie, a spekulującym gruntami pozwoli uciec z zyskami bez opłaty. Powstał wtedy problem, kto ma to Prezydentowi uświadomić. Mnie już wówczas Prezydent nie przyjmował, pozostałe osoby były podwładnymi Sławka, więc to on był naturalnym posłańcem tej złej wiadomości. Niestety, po tym jak wcześniej „dostał po łapach”, nie chciał narażać swojej nadwątlonej pozycji. Jakoś mu to (małostkowo?) pamiętam. Bo trzeba wiedzieć, że Prezydent miał taką cechę, że kiedy jakaś decyzja miała dziesięć wymiarów, a on sam był bardziej kompetentny niż jego współpracownicy w zakresie dwóch z nich, to podejmował ją w oparciu o te tylko dwa aspekty. Dodam jeszcze, że u Prezydenta na naradach, dopóki bywałem czasem zapraszany, zorientowałem się, że wolno wypowiedzieć każdy pogląd, ale po zajęciu stanowiska przez niego zgłaszanie zdania odmiennego uważał, jak mi się zdaje, za niekulturalne, i oznakę braku szacunku.

    Prawdą jest jednak, że raz udało mi się, razem z radnym Piotrem Woźniakiem (późniejszym ministrem gospodarki), zatrzymać ogłoszone już plany inwestycji (projekty uchwał wpłynęły do rady). „Czy panowie dają mi uroczyste słowo honoru, że można tę inwestycję przeprowadzić w inny sposób?” – pytał Prezydent. Gdy to potwierdziliśmy, wbrew stanowisku wiceprezydentów Skrzypka i Urbańskiego poszedł za naszą radą, opierając się na zaufaniu do naszej wiedzy, której brak ze względu na wiedzę specjalistyczną wcale Prezydenta nie kompromitował. To zdarzenie pokazuje, że Lecha Kaczyńskiego należy oceniać ostrożnie, nie był łatwy we współpracy, ale potrafił zaskakiwać. Ta opowieść świadczy też o Sławku Skrzypku – mimo przewrażliwienia na punkcie swojej osoby (a wiem, co piszę, bowiem kto czyta to wspomnienie wyczuwa, że takie przewrażliwienie i mi nie jest obce), cierpliwie znosił moją niezależność i krytykę jego pomysłów, chociaż czasem chyba musiał zgrzytać zębami. Często filtrował mi informacje, ale trudno mieć o to pretensje, skoro wybrałem rolę dysydenta w drużynie Lecha Kaczyńskiego.

    Poznałem też rzecznika prasowego Prezydenta, Pawła Wypycha, w Ratuszu warszawskim dyrektora Biura Polityki Społecznej, potem wiceministra pracy i polityki społecznej, a następnie prezesa ZUS. Był bardzo sprawnym technokratą, potrafił zadbać, by każda publiczna złotówka wydawana była efektywnie, ale kształtowania strategii w zakresie polityki społecznej ze względu na ten technokratyczny temperament bym mu nie powierzał. Jeśli sprawa nie miała charakteru politycznego, dyrektorzy mogli robić, co chcieli, dlatego ta komórka organizacyjna, której trafił się dobry dyrektor, działała dobrze, ale gdzie dyrektor był słabszy, sprawy mogły wegetować i nikt o nic nie pytał, o ile nie doprowadzało to do jakiejś zapaści, z której użytek mogły zrobić media. Paweł Wypych był dobrym dyrektorem, ale brakowało mu refleksji, że nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Tym niemniej ograniczył poważne marnotrawstwo w obszarze pomocy społecznej, np. mimo protestów firm przewozowych uporządkował dotowanie transportu osób niepełnosprawnych, chociaż niektórzy z nich, zmanipulowani lub dla osobistych korzyści, bronili status quo. Na stronach „Obywatela” przeczytałem wspomnienie o nim Ryszarda Bugaja, który napisał, że Paweł Wypych zaczął ostatnio rozumieć społeczne aspekty decyzji organizacyjno-finansowych. Trudno mi się o tym wypowiadać, bowiem od 2006 r. nie miałem z nim kontaktu.

    W sierpniu 1988 r. miałem też okazję poznać Prezydenta na uchodźstwie, p. Ryszarda Kaczorowskiego. Odwiedziłem Rząd Polski w Londynie, był wówczas jeszcze tylko ministrem Rządu na Kraj, dał mi pieniądze na wydawane w podziemiu pismo NZS „Kurier Akademicki”, z funduszy zbieranych przez niezamożną przecież emigrację. Przyjął mnie o 20.00 po posiedzeniu rządu, widziałem Tradycję w rozchodzących się ministrach. Niestety, nie pamiętam w ogóle szczegółów godzinnej rozmowy, poza opowieścią o starej, awaryjnej windzie w siedzibie rządu, który nie miał pieniędzy na jej wymianę, aż stała się tak stara, że koszty jej utrzymania jako zabytku techniki przejęło państwo brytyjskie. Miała to być jedna z najstarszych czynnych wind w Londynie, obita wewnątrz skórą, i co niebywałe – z ławeczką w środku, bo jeździła niezwykle ślamazarnie i możliwość spoczęcia dla starszych państwa była wskazana. Prezydent Kaczorowski osobiście mnie przewiózł tą windą. Wiem, że to trochę mało podniosłe wspomnienie ze spotkania z tak dostojną osobą, ale po 10 godzinach roboty na budowie człowiek myślał tylko o tym, by jak najszybciej odebrać pieniądze na działalność, wrócić do wynajmowanego pokoju i zasnąć.

    Wspominając ich wszystkich bez pudru sam muszę się zastanowić, jak oni mogli na mnie patrzeć. Bardzo prawdopodobne, że widzieli niedoskonałości podobne do tych, które ja w nich widziałem. Czy Prezydent nie mógł mnie widzieć jako przeambicjonowanego karierowicza, który zawiedziony swoim miejscem w szeregu zaczął grać swoją grę, wyłamywać się z drużyny, chociaż swojej pozycji nie zawdzięczał sobie, arbitralnie został umieszczony na listach wyborczych na „wchodzącym” miejscu, a potem wskazany na przewodniczącego komisji rewizyjnej? Albo Władek, któremu utrudniałem zlecone przez Prezydenta zadanie przedłużenia licencji kasynu, bo realia kazały im zawrzeć ten kompromis z wyznawanymi i stosowanymi we wszystkich pozostałych przypadkach przekonaniami – czy nie widział mnie jako człowieka zafiksowanego na różach, gdy płonął las? Także na spór o relacje prezydenta miasta i jego zastępców z komisją rewizyjną można spojrzeć z innej strony. Tak jak Lech Kaczyński przygotowywał się w Warszawie do startu w wyborach ogólnopolskich, tak samo opozycja wykorzystywała każdą sposobność do dezawuowania jego kandydatury, dlatego prace komisji nie były nastawione na poszukiwanie prawdy, tylko walkę polityczną. Słusznym więc było zamykanie pola konfrontacji, na którym przewagę mieli „wrogowie”, zwłaszcza, że metody jednego z radnych SLD jako żywo przypominały wyczyny Palikota, tyle że w mniejszej skali.
    Piotr Ciompa

  25. Dana said

    Podziekowania za wszystko co robili dla Polski!
    Czesc ich pamieci!

  26. korngold07 said

    czy ktoś już zwrócił uwagę , że samolot , po remoncie w Samarze był na gwarancji ? W przypadku stwierdzenia , że katastrofa była spowodowana awarią samolotu , Rosjanie muszą wypłacić Polsce 53 miliony złotych rekompensaty . A teraz kilka ciekawych faktów :
    1.Szefem zakładów remontowych w Samarze jest zięć kierującego śledztwem W.Putina .
    2. Właścicielem tych zakładów jest pan Potanin , sponsor partii Putina Jedna Rosja
    3.Zakłady certyfikuje MAK , który prowadzi śledztwo w sprawie Smoleńska
    4. Wszystkie dotychczasowe werdykty MAK dotyczące katastrof na terenie Rosji stwierdzały błąd ludzki jako przyczynę katastrofy , nigdy usterkę samolotu
    Połączmy te fakty i wyciągnijmy wnioski . Myślę , że wnioski narzucają się same
    http://smolensk-2010.pl/2010-05-14-54-pytania-nadal-aktualne-aktualizacja-13-05-2010.html

  27. ann said

  28. Warto posiadać w kieszeni kamień, aby konieczności obronnej oddać go oprawcy.

  29. Aja said

    fragmety wpisu Łażącego Łazarza z jego bloga 08.10.10:

    „LAS SMOLEŃSKI i SERCA KRWAWIĄCE 10 października o godz. 16-tej.

    Po Zamachu Smoleńskim Polska została podzielona na dwie nacje. Tych, którym pękło serce i do dzisiaj krwawi i tych, którzy zasiedli przed TVN24 z rozdziawionymi paszczami, by łykać wszelki kit, jaki im telewizor podaje.

    Nasze otoczenie wypełnili Krwawiący i Kitożercy.

    Krwawiących może uleczyć tylko prawda, duma i poczucie sprawiedliwości. Czym więcej kitu w mediach tym mniej kojącej prawdy, wiekszy wstyd za rodaków i tym bardziej raniąca serce niesprawiedliwość. Z kitożercami jest odwrotnie, oni żyją tym kitem, to ich pokarm, doping, radość i dopalacz. Dzięki kitowi stają się narkomanami żyjącymi w swoim wspaniałym, różowym świecie. To co, że surrealistycznym, nieprawdziwym i śmierdzącym kitem na odległość, kiedy właśnie taki ma być: szczęśliwy, holliłódzki i pachnący…

    …Ja, Polak, Bloger z krwawiącym sercem, zwracam się do wszystkich mi podobnych:
    NIE DAJCIE TEJ SATYSFAKCJI KATU.
    10-tego dnia, 10-tego miesiąca, 10-tego roku naszego wieku o godzinie 16-tej przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie mają szansę znów się zobaczyć i policzyć Krwawiące Polskie Serca. Mamy szansę znów przypomnieć o naszym istnieniu i upomnieć się o prawdę.
    Słowem:
    Upamiętnić ofiary Zamachu Smoleńskiego w jego półrocznicę.
    To ważna data i ważny dzień.
    Uszanujmy go wbrew Kitożercom i na złość KATu. Przynieśmy kwiaty w doniczkach by powstało tchnienie Lasu Smoleńskiego. Niech znów wyrośnie, niech szumi, a gdy trzeba niech padnie pod kitożerskimi łapami z rozkazu KATa. Na pamiątkę i w ofierze.
    Za miesiąc posadzimy nowy.

    Przyjdźmy, jeśli serca nam krwawią. A jeśli jesteśmy gdzieś daleko to pójdźmy wtedy pod najbliższy krzyż, figurkę lub do kościoła. Byleby o 16-tej w Niedzielę nie siedzieć z rozdziawionymi ryjami przed tefałenem jak Kitożercy. Nam krwawią serca, niech Kitożercy nas policzą.
    ŁŁ

    Ps. przykład SMS-a dla szarych komórek:
    10.10.10 g. 16 zaduma i szum „Lasu Smoleńskiego” albo kit z okienka TVN. Przyjdź na Krakowskie Przedmieście, upamiętnij ofiary i przeraź ich KATa. Nie bądź kitożercą.”

    całość:
    http://antydziad.salon24.pl/

  30. anka said

  31. Andre said

    W tym dniu, tak bliskim sercu każdego Polaka, Twórcy tego BLOGU, stałym i wiernym blogerkom i blogerom, wszystkim czytającym, – czyli nam wszystkim, – ośmielam się, życzyć spokoju, wytrwałości, zdrowia i tego co zwie się szczęściem.
    Pamiętajmy podczas tych Świąt o Rodzinach naszych Wszystkich Wielkich Polaków, których krew została przelana za Rzeczpospolita.
    Niech myśl o tragicznej śmierci 96 polskich przedstawicieli, na nieżyczliwej im i nam, ziemi smoleńskiej, skruszy kajdany kłamstwa, a światła Pasterki doprowadzą nas – POLAKÓW – do Prawdy (myślę ,że w każdej dziedzinie).
    Dziękuje za życzenia wysłane mi na priva.
    Dziękuję Konradowi za wielką pracę,serce,zaangażowanie.

    Jeszcze Polska nie zginęła

    Szczęść Boże nam wszystkim podczas Świąt Bożego Narodzenia

  32. anka said

    http://www.tvn24.pl/-1,1652398,0,1,8222nie-bylo-pilota–ktory-znalby-lepiej-smolensk8221,wiadomosc.html

    „Nie było pilota, który znałby lepiej Smoleńsk”
    Szprota, Protas, Prymus. Przez 36 lat pieszczotliwych ksywek uzbierał sporo. Ostatnio Ci, z którymi latał kapitan pilot Arkadiusz Protasiuk, mówili o nim najczęściej „ten dobry chłopak, blondynek”. Podobno wszystko sprawdzał po trzy razy. Niektórych czasami to irytowało. – Ale nie Roberta i Artura. Razem jako załoga czuli się świetnie. Na co dzień też trzymali się razem – podkreślają dowódcy pilota. Ostatni raz Protasiuk wyłączył silniki TU-154 w środę po przylocie z Katynia z premierem. Trzy dni później miał tam – w ulubionym składzie – wrócić z prezydentem, dostać wolny weekend i zagrać w piłkę.

  33. weronika said

    http://www.kworum.com.pl/art3483,akcja_ludzi_wiernych_polsce.html

    „…W związku z ostatnią ogromną tragedią Narodu Polskiego Katyń II, na lotnisku w Smoleńsku dnia 10 kwietnia AD 2010, cierpieniami Rodzin oraz niepowetowaną stratą nieodżałowanych ludzi, z wielkim respektem dla wszystkich innych idei, pomysłów i akcji, pragnę poinformować o założeniu Fundacji Gibraltar II Katyń II w Sydney w Australii… „

    • http://www.fakt.pl/Wdowie-ze-Smolenska-moga-grozic-dwa-lata-lagru,artykuly,92107,1.html
      „…Prokuratura chce wiedzieć czy bliscy ofiar z miejsca tragedii nie zabrali znalezionych elementów samolotu. Spotkanie odbyła już Zuzanna Kurtyka, wdowa po szefie IPN Januszu Kurtyce. Nie zgodziła się jednak zeznawać. – Odczytano mi odpowiedni paragraf z kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej – powiedziała.

      Kurtyka dowiedziała się od polskich prokuratorów, co grozi jej na terytorium Rosji np. za składanie fałszywych zeznań, bądź odmowę ich złożenia – dotkliwe kary pieniężne, zatrzymanie lub areszt to nie wszystko. – Można też dostać dwa lata pobytu w łagrach, co w kodeksie karnym Federacji Rosyjskiej całkiem dobrze funkcjonuje – mówi Kurtyka…..”

  34. anka said

  35. Stabat Mater dolorosa
    Juxta crucem lacrimosa
    Stoi Matka obolała,
    Pod krzyżem płacząca
    A z Nią cała Polska stała
    Przerażona i milcząca

    Po policzkach łzy spływały
    Serca w piersiach trzepoczące
    Kiedy trumny wędrowały
    Sznur bez końca

    Mgło smoleńska mgło okrutna
    Sączysz w Polskę swój szal biały
    Twe szyderstwa bałamutnie
    Godność Polski oplątały

    Ty chcesz ukryć ból cierpienie
    Rozpacz matki żony dziecka
    Chcesz uciszyć nam sumienie
    Zamiast prawdy żółć zdradziecka

    I kapłanów swoich ma
    Głos pogardy i szyderstwo
    Zła smoleńska obca mgła
    Jak bluźnierstwo

    Jeszcze Polska nie zginęła
    Jedna łza rozpędzi mgłę
    Matka garstkę ziemi wzięła
    I rzuciła w mogiłę

  36. JWS said

  37. Pamiętajmy o Nich said

  38. Magda said

    Pamiętamy

  39. Urszula said

    TELEFON DO PANA BOGA

    Gdy zwykłego dnia
    los zamiesza ludzkie dzieje,
    gdy kij przeznaczenia
    rozgrzebie nasz poukładany świat,
    pytam siebie samą
    o sens.

    Nazwy miejsc polskiej kaźni na rosyjskiej ziemi
    skrywane były przez dziesięciolecia w polskich sercach.
    Głęboko chronione przed kłamstwem.
    To zakazane słowa pielęgnowane dla pamięci.

    W sobotni ranek te słowa
    jeszcze raz poszły w świat.
    W obojętny świat partykularnych interesów.
    By zerwać szaty obłudnej amnezji.

    Z rosyjskiej ziemi
    Z katyńskiej ziemi.

    Tam guziki z żołnierskich mundurów
    przemieszały się ze szczątkami samolotu.
    Polskiego samolotu.
    Prezydenckiego number one.
    W chwili narodowej rozpaczy
    nie pozostaje nic nad telefon do Pana Boga.
    Boże
    nie pytam dlaczego?
    pytam po co?
    Ty wiesz. Daj znać…

    sobota, 10 kwietnia 2010 roku

Dodaj odpowiedź do Pamiętajmy o Nich Anuluj pisanie odpowiedzi